Podejrzewam, że każdy ma inne zdanie na temat leczenia ryb :) jest to zrozumiałe. Jedni leczą bez pojęcia i leją co popadnie nie mając nawet wiedzy czy lek działa czy nie. Inni wcale nie leczą bo wolą żeby w ten sposób słabsze osobniki same się "wykruszyły". Co do p. Antychowicza to troszkę dziwi mnie zmienność z jednej strony poleca palić wszystkie ryby ze zbiornika (zbiornik dezynfekować) z drugie podaje, że
przy doświadczalnych próbach wywołania ichtiofonozy u ryb akwaryjnych np. przez podawanie im zakażonych narządów wewnętrznych zawierających cysty lub plazmodia, uzyskiwano zwykle tylko niewielki procent dodatnich wyników." - ???.
Jeśli chodzi o mnie to nie jestem zwolennikiem leczenia w ciemno aczkolwiek jestem zwolennikiem powiedzmy profilaktyki. Profilaktyka jest IMO ważna, porównać można ją w pewnym sensie do profilaktyki stosowanej np. u psów, które raz na 6 miesięcy należy odrobaczać. W sytuacji kiedy nowe ryby budzą moje zastrzeżenia od razu je odrobaczam. Zasada, polega na tym żeby w pierwszej kolejności pozbyć się robaków następnie pierwotniaków. Leki odrobaczające mają taką zaletę, że w zasadzie nie przenikają do organizmu a działają w świetle przewodu pokarmowego więc ich ewentualna szkodliwość jest tak niewielka, że uznaję ją za niewspółmierną do korzyści.
Jeżeli nastapiła zwyżka donoszonego potomstwa , to jaka była skala tej zwyżki? Czy próba objęła dużą liczbę osobników? Czy była jakas grupa porównawcza nie potraktowana lekiem?
Spokojnie to nie były badania naukowe. Ryby nosiły zwykle po około 8-10 młodych po podaniu leku 15- 18, dotyczy Tropheus. Większe zwyżki notowałem u innych gębaczy. Czynniki chorobotwórcze u ryb wpływają na jakość gamet a co za tym idzie na przeżywalność potomstwa. Nie wiem jak wpływają na przyswajalność kwasów omega, które wraz z karotenoidami mają kluczowe znaczenie w rozrodzie ryb. |