Ja uważam że nie do końca jest to też winą sprzedawców. Potwierdzam że duża część z nich niema zielonego pojęcia o tym co sprzedaje i po co wogóle prowadzi sklep o profilu zoologicznym. Jest jednak teżcoś takiego jak koszty prowadzenia sklepu i Ci ludzie też chcą żyć. Prawdopodobieństwo tego że do sklepu w ciągu miesiąca przyjdzie choć jedna osoba która mocno specjalizuje się w jakiejś dziedzinie akwarystyki ot Tanganika, Malawi, South America czy niewiem już może jakieś niwspotykane labirynty jest tak niewielkie że człowiek ten licząc tylko na takich kupujących mógłby się przeliczyć, a jego dzieci mogłyby jeść... albo wcale nie jeść. Starają się sprowadzać ryby tanie ponieważte lepiej im idą. Sami wiecie kolorowa, ładna, towarzyska, najlepiej żeby nie jadła za dużo bądź wcale... no i żeby mogła pływać ze stadkiem welonków które od 3 tygodni kisi się w kuli. Takie są niestety często wymagania klientów którzy akwarystykę traktują czasem jak przymus i sam niejednokrotnie byłem tego świadkiem. Specjaliści którzy szukają akwarystycznych osobliwości raczej siedzą w domu i myszkują przegrzebując całymi dniami oferty profesjonalnych hurtowni lub chodowców. Niewierzycie - Spójrzcie na Siebie
. Zgadzam się jednak z Jackiem K i chętnie widziałbym sklep do którego to każdy prawdziwy akwarystyczny pasjonat wchodzi i dostaje gorączki. Gorączki niebynajmniej z powodu brzydkich powykrzywianych, weloniastych, albinotycznych, barwionych dziwactw które tak naprawdę z rybami egzotycznymi mają wspólną jedynie nazwę. Ot taka "polinezja balonowa" - tak tak, "Polinezja" i to jeszcze "balonowa" - na własne oczy widziałem taki tekst na jednej z szyb w stołecznym slepie.
Pozdrawiam.