Witam.
Mój pierwszy post, wiec jestem tu nowy, chociaż czytam to forum od 3 miesięcy.
Napiszę trochę o swojej przygodzie z tropheusami - czytając to forum łatwo się domyśleć, że trofy to ryby trudne, wymagające i problematyczne. Ze mną było trochę inaczej :)
Zaczęło się tak: 3 miesiące temu dzwoni do mnie mój serdeczny kolega i mówi: "Mam BIG poblem, jutro wyprowadzam się z mieszkania, a człowiek, który miał zabrać na przechowanie moje akwa z trofami nagle zmienił zdanie - mogę zanieść ryby do sklepu zoologicznego, albo dać je tobie - bierzesz, czy nie ?? Na decyzje masz 5 minut :) Bierzesz tylko ryby, bo zbiornik (240 L) już sprzedany."
Ten kolega to taki "wszystkoakwarysta" - w małym mieszkaniu w bloku 8 zbiorników i w każdym coś pływa (bez większego ładu i składu) - udało mu się zlikwidować wszystko (porozdawać po ludziach na przechowanie, do czasu aż znajdzie nowe lokum) poza tymi nieszczęsnymi trofami, które ktoś miał wziąć a nie wziął.
Coś tam piąte przez dziesiąte słyszałem o trofach - że ładne, że bardzo ciekawe itp. Jako, że ryby w moim domu zawsze były, to w ciemno mówie - dawaj te ryby. Problem jednak był taki, że ja od roku jestem maniakalnym posiadaczem akwa morskiego - i był to jedyny zbiornik z wodą jaki w domu miałem (poza wanną :)
No to cóż robić - wsiadłem w auto i pojechałem do jedynego sklepu w moim mieście - największe akwa jakie było to 120 litrów - małe, ale zawsze lepsze niż wanna :)
Skasowałem żonie stolik w kuchni, postawiłem na nim ten zbiornik, na dno wrzuciłem trochę grysu dolomitowego (zostało mi z morskiego), kamienie wydarłem żonie z ogródka - wygotowałem je w garnku, wsadziłem do akwa i zalałem całość wodą. Mam to szczęście, że wode mam ze studni - praktycznie idealnie czystą, bez żadnego syfu, chloru itp. Do tego naturalne ph=8.2 i kH=13 z dosyć dużym stężeniem wapnia (dla mojej rodziny może to nie jest najlepsze, ale do mojego morskiego akwa to ideał). Wsadziłem wielką grzałkę do zbiornika, kostkę z napowietrzacza i zaczęło sie grzać i bulgotać.
Wieczorem (po 6 godzinach od zalania zbiornika) w moich drzwiach stanął kolega z niewielkim filtrem biologicznym w jednym wiaderku, i z 9 szt. trofów w drugim.
Przez te sześć godzin, zanim ryby pojawiły się w moich drzwiach przekopałem internet w celu zasięgnięcia podst. wiedzy o 'słynnych trofach'. Trochę kamień mi spadł z serca jak się dowiedziałem o parametrach wody tanganikańskiej (moja super sie nadaje), ale jak doszedłem do tematu stresowania ryb, dojżewania zbiornika, nieodporności na brak zamkniętego cyklu azotowego, bloat, rozmiarów akwa itp itp to przed oczami pojawiał mi się mój 120 L zbiornik pełny zdechłych trofów - ale perspektywa oddania ich do 'barbażyńcy ze sklepu zoo' była jeszcze gorsza :)
No i nadeszła chwila prawdy - rybki poaklimatyzowały się w pływającym w akwa worku i po pewnym czasie do nowego domku - światło wygaszone, nakryłem akwa kocem i myśle sobie - rano odkryje, jak do tego czasu nie pozdychają to może coś z tego będzie.
Rano delikatnie odkrywam koc - akwa puste - dopiero po chwili zobaczyłem te przecudne trofowe pyski siedzące w różnych zakamarkach. Doliczyć się nie doliczyłem, ale pływających trupów też nie było. No to koc jeszcze do wieczora - niech sobie pośpią.
Na drugi dzień rano towarzystwo pojawiło się wreszcie, i ku mojej niekłamanej radości - w komplecie. No to postanowiłem dać im jeść - podsypałem troche spiruliny ale ryby brały się do jedzenia dosyć niemrawo - dalej wystraszone, chociaż już dużo mniej jak dzień wcześniej.
Po dwóch dniach się zaczeło - i trwa do dziś - na początku był to dla mnie wielki stres, ale tylko na początku - ryby zaczeły się nawzajem ścigać. One w tym małym zbiorniku nic innego nie robią tylko się ścigają - myślę sobie - nie wymorduje ich zła woda to same się nawzajem wymordują. Jeść zaczeły jak należy, karmię je często i małymi porcjami - jedzą jak wariatki. Po 2 tyg. ścigania widzę, że większych strat brak - ryby wyglądają dobrze, nabrały super kolorów, płetwy w całości a więc te ciągłe boje nie robią im większej szkody.
Jako że ryby są u mnie (chociaż nie są moje) postanowiłem zlokalizować gatunki - co to naprawdę jest. Znowu douczanie na necie (głównie to forum :)) ) i kolejna rzecz niezgodna z kanonem - obsada: 3 szt murangopodobne, 3 szt ikolopodobne; 2 szt chaitikapodobne i do tego jeden taki żólty, którego nie mogę rozpoznać. Wszystkie ok 5-8 cm. A więc nie dość że zbieranina całej tanganiki to jeszcze w składzie nie rokującym nadziei na większe sukcesy (pomysł mojego kolegi - wszystkoakwarysty). Do tego ten 120 L zbiornik - za mały na pojedynczego welonka a co dopiero na 9 szt trofów :)
Kolega miał zabrać ryby za max 4 tyg - więc nie kupuję nowego zbiornika. Mineło 4 tyg (ryby się ścigają i ogólnie wyglądają na bardzo zadowolone) - kolega mówi - jeszcze tydzień. Minęło 8 tyg (ryby dalej się ścigają, stroszą płetwy, jedzą wszysto co im dam, i wyglądają bardzo dobrze) - kolega mówi - jeszcze kilka dni. Właśnie mija 13 tydzień jak rybki są u mnie - nic się nie zmienia (dalej wojna na całego, ale chyba tylko na niby bo żadna nie wygląda na poturbowaną). Wodę podmieniam co tydzień, badam parametry - wszystko w normie. Trochę pomógł mi napewno filtr biologiczny, jaki kolega dał mi razem z rybami ze swojego akwa - cykl azotowy przypuszczalnie zamknął się bardzo szybko bo ani no2 (caly czas zero), ani no3 (caly czas w normie) nie skakało - tylko moje potrzeby się trochę zmieniły :)
Postanowiłem mieć własne trofy !!
Kolega zabierze ryby już całkiem niedługo - może za tydzień, może za miesiąc (kupił wreszcie mieszkanie) a ja chce mieć trofy dalej.
I tutaj cel tego posta - pytanka.
Planuje zbiornik 150 cm (450L) (większego nie mam gdzie wstawić) do tego cała technika jak należy (kubełek, dobry filtr mechaniczny itp) - tutaj mniej więcej wiem co i jak.
Boli mnie temat obsady: czy jedno stado, czy może dwa ?? a może nawet 3 ? Bardzo mi się podobają murango - te, które mam są super; moja żona upiera sie na Ikole (lub podobne) - z tabelki krzyżowań wychodzi, że murango i ikolki mogą żyć razem. Jaka liczebność ? Ja bym chciał minimum 8-10 szt. na stado - co o tym myślicie ? (20 szt na 450 L) - za mało, za dużo.
I najważniejsza rzecz: czy odłów, czy F1. Ceny odłowu trochę mnie przerażają - zakup 20-30 ryb w jednym rzucie to już całkiem niezła kasa. Czy warto kupować ryby partiami - kupuję np 2-3 szt i potem za miesiąc, dwa znowu 3-4 szt i tak aż do zbudowania stada. Z tego co czytam na forum, to jest to zły pomysł - czy napewno ? Jeżeli F1 to gdzie szukać dobrych ryb ? Chodzi mi o to, że nie chcę mieć w akwa bastardów, mieszańców itp - te pseudoikolki które mam, to na bank jakieś mieszańce bo porównując je do zdjęć z neta na to wychodzi. Chcę mieć dobre ryby. Hodowli nie planuję, więc nie szukam 'stada rozpłodowego do działalności gospodarczej'.
Czt w przypadku małych ryb (takich podrostków 3-4 cm) będą czekały mnie problemy z terytorializmem ? Chodzi mi o to, że: kupię np 12 szt małych murango F1 i za miesiąc/dwa kupię kolejne 12 szt małych Ikol które wrzucę do zbiornika z maluchami murango siedzącymi tam już miesiąc/dwa dłużej.
Przepraszam za przydługi post - sobota jest więc się trochę rozpisałem :))
Z góry dzięki za odpowiedzi :)
pozdrawiam
tomek |