Minęło trochę czasu, fazę chorobową można chyba uznać za zamkniętą, mam nadzieję,że nie będzię żadnych reaktywacji pseudoamonasa np.
Przeżyły 4 kasangi, z 20... Rykoszetem w leczeniu dostały też z 3 Ulwile, i kilka Duboisi... Straty ogromne i niepowetowane, ale nawet nie macie pojęcia, jak bardzo cieszy mnie widok znów żerujących normalnie ryb, żywo i raźnie pływających po calym zbiorniku...
W tym miejscu podziękowania dla wszystkich, którzy doradzali. Moje wnioski po wszystkim:
1. badanie ichtiopatologiczne ryby to najsłuszniejszy krok, każdy niech od tego zaczyna jeśli zobaczy coś niepokojącego, np ciągnące nitkowate odchody. (Marto, dziękuję bardzo za naczelną radę w tym wszystkim!). Bez sensu jest "strzelanie" lekami, po badaniu wiemy co i na co konkretnie, i mamy największe szanse powodzenia.
2. Działąć natychmiast! Choroba nie zaczeka z rozwojem,aż znajdziemy czas na to czy tamto.
3. Działać rozważnie i bardzo, bardzo wszystko dokłądnie przemyśleć.
Tu moje szczególne podziękowania kieruję do dr Macieja (Dracula), który jako jedyny był w stanie tak zinterpretować wynik badania mojej Kasangi, żeby znaleźć "tego jedynego" :), potrzebnego jako strzał w dziesiątekę, leku. Okazałą się nim Enrofloksacyna, na którą wszystkie z naczelnych bakterii moich ryb były wrażliwe. To co pisałam zaraz po wyniku badania, ze np dactylogyrus jest, ale niegroźny i nieliczny, i inne bakterie tak samo-dr Maciej słusznie zwrócił uwagę,że badanie miało miejsce juz po serii leczenia z Metronidazolem, i dlatego wynik nie był w pełni miarodajny, niemniej jednak bakterii tych nie należało zbagatelizowac. I mamy wreszcie sukces po upływie 3 tyg.
Po drodze było jeszcze jedno poważniejsze zawirowanie, w skutek czego ucierpiała najzdrowsza w sumie z moich ryb-samiec alfa Duboisi :( W jałowym zbiorniku, bez nitryfikacji, była padnięta jedna z kasang, przez ok 12 godzin. To spowodowało blyskawiczne pojawienie sie kolejnego pierwotniaka, a ten prawdopodobnie, wraz z osłabieniem ryb po chorobie i leczeniu, był chyba dla ryb kropką nad i. A wszystko przez to ze musiałam wyjechac az na 8 dni i zostawic ryby pod czyjąś opieką. Choc ta osoba sie starała, i i tak bardzo pomogła, i bardzo jej dziękujuę, to nie jej wina, bo nikt nigdy, pamiętajcie, nie będzie w stanie tak zająć sie Waszymi rybami, jak Wy sami, jesli je kochacie ( na tyle na ile kochac mozna ryby, oczywiscie:).
Seba, i dzięki Tobie, za całe zaangażowanie w mój w sumie, nie Twój, problem, że mogłam na Ciebie liczyć 24h/ dobę,i za namiary na specjalistów, którzy byli tak mili,żeby poświęcać mi swój cenny czas.
Ostatni wniosek- najważniejsze to mieć życzliwych ludzi wokół siebie. Wtedy zawsze jakoś to będzie.
Aha, i wiarę w sukces-i nie poddawać się.
Wiem,ze to wszystko brzmi patetycznie jakoś, ale mam dużą wdzięczność za pomoc, i cieszę się bardzo z tych kilku chociaż ryb, na podstawie których dokonam reaktywacji stada, i dlatego mam wielką potrzebę powiedzenia tego 'dzięki". No, to już, wystarczy :). Pozdrawiam. |