Nie macie czasem wrazenia, ze akwarium to niustanna walka z natura? Szczegolnie, byc moze, w tanganickich zbiornikach. Wpychamy tam mnostwo sprzetu, ukladamy cos, co ma przypominac naturalne srodowisko, a potem natura poblazliwie na to spoglada na nasze dzielo i mowi: "nieee... nie tak..." i w zbiorniku pojawiaja sie sinice, rosnie poziom jednych zwiazkow, maleje drugich, zaczynaja sie posty na forum (takie jak aktualnie moje o glonach). Jednak chyba amerykanskie akwaria sa pod tym wzgledem sporo do przodu. Mozna zasadzic sporo roslin, ktore chyba wydatnie pomagaja w utrzymaniu rownowagi. Mam akwarium 30l i nie ma w nim zadnych problemow. Niby trudniej utrzymac stabilna sytuacje, niby wiecej tam organizmow w przeliczeniu na objetosc wody, a jednak wszystko ladnie dziala z jednym malym filterkiem :-) Podmieniam wode, karmie , troche przeczyszcze i nic wiecej nigdy tam nie robie.
Mowi sie o "trudniejszych" zbiornikach tanganickich dla akwarystow bardziej zaawansowanych - mysle ze wlasnie o to chodzi. Ilosc pracy/pieniedzy jaka trzeba wlozyc w taki zbiornik jest w sumie na starcie mniejsza. Wystarczy nasypac piasek, zbadac wode w kranie, powkladac troche skal, zainstalowac sprzet i po jakims czsie wpuscic ryby. Jednak problemy jakie sie pojawiaja wymagaja juz jednak zdecydowanych i odpowiednich reakcji. Odkad pamietam nie mialem zadnych problemow z rybami w akwariach bardziej roslinnych (a bylem w sumie nastolatkiem z podstawowa wiedza) poza jednorazowa rybia ospa, ktora wyleczylem jakims preparatem ze sklepu.
Ciezko oszukac nature :-) |