Egzotyczne wyprawy są dobre dla początkujących wędkarzy gdyż ci mogą łatwo złowić ryby i do tego dość duże, polega to na tym, że w 'dziczy" wszystko co upadnie na wodę zostaje natychmiast zassane przez drapieżniki.
Kiedy byłem małym chłopcem całymi dniami stałem z krótkim bambusowym patykiem (firmy polsping) nad brzegiem rz. Drwęcy i łowiłem ukleje oraz jelce. Robiłem tak dlatego, że ryby te zawsze wyśmienicie brały i to przez cały dzień, była to taka moja "egzotyka".
Potem łowiłem inne gatunki ale posługiwałem się zwykle naturalnymi przynętami i też było to dość proste. Kolejnym etapem było łowienie za pomocą sztucznych wabików co nastręczało już dużo większych problemów. Cieszyłem się szczupakami, okoniami a potem sandaczami.
Jednak dopiero, typowo reofilni łowcy tacy jak kleń lub boleń zwabieni kawałkiem, ręcznie struganego, lipowego patyka potrafią zapierać dech w piersiach. A frajda z wylądowania każdego z nich jest sto razy większa niż każdej innej ryby gdyż oprócz tego, że trzeba omamić je wabikiem to wcześniej ukryć się tak aby nie mogły nic zobaczyć i usłyszeć a to znacznie trudniejsze niż samo łowienie.
marek masz 100% rację, moim zdaniem jeśli nie potrafię podjąć ryby z wody gołą ręką to nie staram się jej stamtąd ruszać. Wędkarstwo podobnie jak inne atawistyczne pasje, zaspokaja ukryte potrzeby człowieka ale zważywszy na jego intelektualny rozwój powinien je do niego choć trochę dopasować, krok dalej niż panem et circenses. |