Witam,
A to moje refleksje z pierwszego dnia Spotkania Tanganickiego.
Pierwszych ludzi od Marty i Roberta spotkałem w sobotę, przed dziewiątą rano (to był ich syn i ich dwie córy - bardzo kontaktowa i zorganizowana młodzież).
Po chwili poznałem (znaliśmy się do tej pory jedynie "przez telefon") Roberta. Co tu dużo pisać - super facet, super organizator, dusza towarzyska.
Przed oficjalnym rozpoczęciem Spotkania Tanganickiego, miałem chwilę na odwiedzenie hodowli. Na miejscu poznałem Martę. Znałem Ją wcześniej, ale to była znajomość via mail i telefon. I ponownie, co tu dużo pisać - super kobieta, kosmiczna wiedza. Zresztą, z Robertem stanowią ekstra tandem, niezwykle komunikatywny, profesjonalny, bardziej prywatnie, życzliwy, ciepły, no i co lubię - niesamowite gaduły. Co najciekawsze, jedyny znany mi w branży akwarystycznej, "genetycznie obciążony" bezinteresowną misją przekazywania specjalistycznej wiedzy, wiedzy opartej o materiały źródłowe oraz własne, długoletnie, wnikliwe i przemyślane obserwacje. Nic, tylko spijać z ich ust przekaz o rybach, o prowadzeniu hodowli, o uwarunkowaniach biznesowych.
O ustalonej godzinie rozpoczęła się część merytoryczna - multimedialne prelekcje z udziałem gości z kraju i zagranicy. Można było wysłuchać wykładów o parametrach chemicznych wody, gatunkach ryb z Tanganiki, barwniakach z rzek Zachodniej Afryki, a także o niezwykłym zjawisku polimorfizmy - w oparciu o przedstawicieli rodziny Cyprichromis.
Mnie najbardziej spodobała się prelekcja Rene Krutera, Holendera od trzydziestu lat poławiającego w Tanganice i importującego do Europy wszystkie znane nam i nie znane (jak się okazało, nie wszystko złapane dało się przetransportować do Europy) gatunki pielęgnic. Fajnie usłyszeć z pierwszej ręki i zobaczyć na niemal już historycznych fotografiach, jak od kuchni wygląda praca związana z wyszukiwaniem, wyławianiem i transportem poszczególnych gatunków, także tych żyjących na głębokości 80 m (!).
Po wykładach, bardzo duża część zainteresowanych integracją zeszła kilka kondygnacji niżej, aby już zupełnie na luzie i w dowolnych konfiguracjach personalnych pogadać o rybach i życiu codziennym akwarysty. Rozbawieni rozstaliśmy się po północy.
Niestety, musiałem wracać do domu. Żałuję, że nie mogłem zostać na drugi dzień wykładów i jeszcze lepiej zapoznać się z hodowlą "Tropheus". Na szczęście jest to do nadrobienia podczas przyszłorocznej edycji Spotkania.
A propos hodowli, w trzech pomieszczeniach króluje oczywiście Tanganika (m.in. powalił mnie na kolana samiec Oreochromis tanganicae), ale w czwartym... Ameryka Południowa, na czele z przepięknymi dzikimi dyskowcami, żaglowcami i akarowatymi. Nie jestem specem, ale nie widziałem ładniejszych i w takiej kondycji dysków i żagli z odłowu. Siedzącym w temacie ujawnię tylko tyle, że Marta z Robertem łamią utarte stereotypy, a także pewne tabu, związane z tymi gatunkami. Ale jeśli z determinacją naukowca dociera się do mało znanych materiałów źródłowych, to można sobie pozwolić na nowatorskie podejście do hodowli dzikusów tych gatunków, zwłaszcza odnosi się to do palet. Tematu nie będę rozwijał, ponieważ najpierw trzeba te ryby zobaczyć "na żywo", a później rozpocząć dyskusję.
Cieszę się, że miałem okazję poznać tak wielu fascynatów akwarystyki. To trochę, jak w raju, przebywać wśród kilkudziesięciu osób z Polski, Holandii, Francji, Ukrainy, Czech, gdzie wszystkie one są wariatami na punkcie akwarystyki.
Poza przedwczesną podróżą do Wawy, nota bene przy fatalnej pogodzie, jeszcze jedno zmieniłbym w kwestii Spotkania Tanganickiego na pewno. Tę uwagę - do głębokiego przemyślenia - kieruję do organizatorów, Marty i Roberta.
Nieadekwatna do składu audytorium oraz wartości i siły przekazu jawi się nazwa Spotkania - Spotkanie Tanganickie. Uważam, iż właściwszą byłaby: Międzynarodowe Spotkanie Tanganickie. |