Właśnie jestem po nieplanowanej wizycie w gliwickiej Palmiarni. Wpadłem tam dla zabicia czasu na godzinę przed zamknięciem w piątkowe popołudnie, więc w całej palmiarni nie było żywego ducha i można było w spokoju pooglądać ryby. Rozmawiałem także z osobą opiekującą się akwariami. Pytałem jak udało im się pożenić obsadę roślinożerną i mięsożerną. Przyznał, że próby zbilansowania diety pod mięsożerne kończyły sie chorobą tropheusów. Teraz 90% to spirulina a 10% pokarm dla mięsożernych. Zauważyłem, że młode zarówno u mięsożernych jak i roślinożernych. Najbardziej ekspansywne są Neolamprologus brichardi i opiekują się kolejnymi miotami w kilku miejscach zbiornika. Widziałem inkubujące bemby, duboisa, petrochromisy. Mięsożerne nie rosą podobno tak szybko jak przy diecie dla typowych mięsożerców, ale zabiedzone też nie są. Myślę, że niedobory diety uzupełniają narybkiem roślinożerców :). Może częstsze regularne obserwacje pozwoliłyby na wyrobienie sobie swojego zdania na temat takiego zbiornika, ale nie mam na tyle czasu. Przestrzegam też przed pochopnym wyciąganiem wniosków, że jednak można bezproblemowo łączyć wegetarian i mięsożerców. To akwa w gliwickiej palmiarni ma 12 tys. litrów, co nijak się ma do największego nawet akwarium domowego. |